Kiedyś pisałam już na tym blogu o małych rybkach (kilk) i tym jak gospodarujemy zasobami, które jeszcze znajdują się w morzach i oceanach. Za każdym razem gdy jestem na polskim wybrzeżu wspominam ten post i z żalem stwierdzam, że nie ma już w Bałtyku ryb takich jak kiedyś. Przed dwoma dniami odwiedziłam Gdańsk i znów przypomniałam sobie o "bezrybiu". Cieszą mnie programy restytucji rodzimych gatunków wędrownych i próby przywrócenia do życia ekosystemów, które tętniły życiem. Przeraża jednak brak świadomości społeczeństwa i konsumentów. Dlatego dzisiaj chciałam podzielić się moim wspomnieniem z Indii.
Są na świecie społeczności i całe nacje, których być albo nie być zależy od zasobów morskich. I nie chodzi w nich tylko o dietę opartą o białko z ryb i owoców morza. Życie wielu ludzi polega w głównej mierze na połowach i przetwórstwie ryb. Dzięki nim całe rodziny mają pracę ale też kultywują swoje zwyczaje, pielęgnują kulturę i tożsamość, od zawsze zależną od łowienia ryb.
W indyjskim Cochin używa się do tego sieci, których konstrukcja sięga 600 lat i pochodzi z Chin. Stoją one w rzędach tuż przy nabrzeżu, komponują się od wieków z pięknym nadmorskim krajobrazem. Połowy zaczynają się jeszcze przed wschodem słońca. Sieć zanurzana jest w wodzie a po napełnieniu wyciągana nad powierzchnię. Duże ryby są poławiane przez kutry rybackie. Wszystkie sprzedaje się na porannym targu. Są maleńkie i duże ale wszystkie przysłużą się tej małej społeczności.
I gdyby tylko gospodarować nimi mądrze mieszkańcy Cochin nigdy nie zostaną bez pracy i dochodów. Poranny rytuał odbywać się będzie zawsze tylko jeśli każdy z osobna zada sobie pytanie: jak ja mogę wpłynąć na życie tej i innych społeczności?
Każdy może i powinien myśleć o tym problemie podczas codziennych zakupów i przygotowania posiłków. Dopóki mamy wybór. Dopóki możemy ocalić własne zasoby z Bałtyku ale i zasoby z innych mórz.
bardzo ciekawy post i super zdjęcia! :)))
OdpowiedzUsuń