sobota, 23 marca 2013

Śliwus dyngus, pigwówka i lektura


Wszyscy dokoła narzekają na przedłużającą się zimę. W oczekiwaniu na prawdziwą wiosnę proponuję weekendową lekturę, kawałeczek ciasta o zabawnej nazwie śliwus-dyngus i kieliszek domowej nalewki. Do czytania wybieram książkę o Ameryce a do picia moją ulubioną spośród nalewek, pigwówkę.
Ale po kolei...

Ostatnio przeczytałam dwie bardzo do siebie podobne książki. Pierwsza była autorstwa korespondenta telewizyjnego, Marcina Wrony i nosi tytuł "Wrony w Ameryce". Lektura  jest raczej lekka, czyta się ją błyskawicznie. Wrona opisuje w niej swoje doświadczenia za wielką wodą. Skupia się na własnej rodzinie i zainteresowaniach między innymi polityce, kuchni i dietach oraz choćby motoryzacji. Może nawet byłabym skłonna uznać, że jest to warta przeczytania, zabawna dziennikarska relacja, która przedstawia pokrótce  amerykańskie realia. 
Byłabym... gdybym później nie przeczytała relacji radiowca Marka Wałkuskiego pod tytułem "Wałkowanie Ameryki". Tę książkę mogę Wam polecić z czystym sumieniem, zwłaszcza jeżeli chcecie dowiedzieć się o Ameryce czegoś więcej niż tylko utartych stereotypów. Wałkowanie jest pozycją dużo ciekawszą i rzetelniejszą. Autor nie tylko dotyka tematu Ameryki ale się w niego zagłębia. Dziennikarz radiowej Trójki odwołuje się wielokrotnie do wydarzeń z historii Stanów Zjednoczonych, przytacza ale nie przytłacza danymi statystycznymi. Wspomina własne doświadczenia z pracy w Waszyngtonie. Stara się być obiektywny i przedstawia pełen obraz Stanów Zjednoczonych od wielkich miast po prowincjonalne wsie i miasteczka. Porusza trudne sprawy mniejszości, podziałów rasowych, religii, edukacji, języka oraz nękające USA dylematy ekonomiczne. Jednocześnie przekonuje nas do tego co w Ameryce go zachwyciło: do bogactwa przyrody i pięknych parków narodowych, amerykańskiego patriotyzmu i tolerancji oraz optymizmu. Książka ta jest ciekawa nie tylko dla tych, którzy odwiedzali już Amerykę jako turyści ale też dla tych, którzy nigdy tam nie byli (takich jak ja). Czyta się bardzo przyjemnie. Polecam, bo warto przeczytać!


Śliwus-dyngus to wypiek dla czekoholików. Do przygotowania tego ciasta zainspirował mnie przepis Kasi z Gotuję bo lubię. Zmodyfikowałam go jednak na swoje potrzeby, pominęłam dodatek kawy i zredukowałam ilość śmietany. Zamiast ciężkiego czekoladowego spodu upiekłam delikatny biszkopt. Ciasto jest mocno czekoladowe. Dodatek rumu i śliwek suszonych czyni zeń deser tylko dla dorosłych. Bardzo nam smakował. 


Śliwus-dyngus

kakaowy biszkopt (przepis podawałam już tutaj)

400g suszonych śliwek (najlepsze będą miękkie śliwki kalifornijskie)
400ml śmietanki kremówki
3 łyżki cukru pudru
100ml ciemnego rumu
120g serka mascarpone
200g gorzkiej czekolady

Suszone śliwki należy namoczyć dzień wcześniej w rumie. Najlepiej wrzucić je do słoika i szczelnie zamknąć. Następnego dnia śliwki powinny wchłonąć większość rumu. Trzeba je wtedy wyjąć i drobno pokroić (jeśli dokładnie pokroicie śliwki łatwiej będzie się kroiło gotowe ciasto). Pozostały w słoiku rum należy zachować do nasączenia biszkoptu.

Aby przygotować masę należy rozpuścić czekoladę w kąpieli wodnej i odstawić do przestudzenia. Śmietankę  kremówkę trzeba ubić na sztywno. Do masy dodawać stopniowo serek mascarpone i chłodną czekoladę, cały czas miksując robotem. Jeśli lubicie słodkie kremy masę śliwkową można dosłodzić cukrem pudrem, inaczej jej słodycz będzie pochodzić jedynie z gorzkiej czekolady. Moim zdaniem masa bez cukru byłaby dość wytrawna, dlatego uznałam, że niewielki dodatek jest konieczny. Kiedy krem czekoladowy jest już jednolity i gładki można dodać do niego pokrojone śliwki i wyłożyć na nasączony rumem biszkopt a następnie wyrównać. Wierzch dekorować posypując gorzkim kakao i pokrojonymi w paseczki śliwkami suszonymi.
Smacznego

4 komentarze:

Dziękuję za wizytę na blogu i komentarze :)