wtorek, 4 października 2011

Zupa gulaszowa

Czasem, gdy nie ma czasu na gotowanie, trudno jest wtedy jeść smacznie i zdrowo. Swego czasu prowadziłam taki własny wyścig z czasem. Późnym wieczorem po powrocie do domu miałam ochotę już tylko na ciepłą kąpiel i zapadałam się w miękką pościel do następnego pośpiesznego ranka. O ile w takie dni nikt inny nie troszczył się o moją dietę jedzenie stanowiło dla mnie po prostu konieczność. Byłam daleko od domu i często zjadałam coś na prędce: kawałek dobrego chleba, ugotowany brokuł albo prostą sałatkę. Świętem był piątek, wtedy chętnie jadałam w stołówce. W piątki serwowano włoskie antipasti oraz pyszne makarony. Czasem w piątki była też gulaszowa. Dla mnie nie miała konkurencji wśród innych dań: gęsta, z kawałkami miękkiej wołowiny i warzywami. Niekiedy z zieloną fasolką, była słodkawa od świeżej papryki i pikantna od chili. Wybierałam wtedy największą porcję  a do niej pszenna bułkę. To jest moje miłe wspomnienie z minionego już na szczęście czasu kulinarnej posuchy. 

Dobra gulaszowa zupa starczy nam za cały obiad, jest jak niemieckie eintopfy, czyli dania jednogarnkowe. Na Węgrzech jadłam wersję gulaszowej z kluseczkami albo z warzywami. Wolę wersję z warzywami, bo zdrowsza. Idealna gulaszowa to moim zdaniem taka z niewielką ilością ziemniaków.
A może by tak spróbować ugotować taką zupę teraz gdy na straganach czerwieni się świeża papryka? Najlepsza jest właśnie czerwona albo żółta, albo najlepiej obie na raz. Kilka ziemniaków i sucha cebulka, przypominają mi czas (a raczej jego brak), w którym gulaszowa należała do małych codziennych radości. 


Zupa gulaszowa 

2 papryki czerwone
2 papryki żółte
1 papryczka chili
pięć małych ziemniaków
1 spora cebula
1.20 kg wołowiny
3 łyżki słodkiej papryki suszonej
5 ziarenek ziela angielskiego
2-3 liście laurowe
mały pęczek włoszczyzny
natka z pietruszki
kilka łyżek oleju roślinnego
sól morska i pieprz z młynka


Z włoszczyzny ugotowałam  1,5 litra warzywnego bulionu. Przecedziłam go przez sito, by usunąć liście laurowe, ziele angielskie i por. Pietruszkę, seler i marchewkę pokroiłam na małe plasterki, bo przydały się na koniec. Wołowinę pokroiłam na małe kawałki, posypałam papryką suszoną oraz pieprzem z młynka i usmażyłam na rozgrzanym oleju do uzyskania brązowego koloru (jak na gulasz). Pod sam koniec dodałam pokrojoną w piórka cebulkę. Usmażone mięso i złocistą cebulę przełożyłam do garnka, zalałam niewielką ilością bulionu, odrobinę posoliłam i przykryłam pokrywką. Co jakiś czas uzupełniałam bulion a mięso dusiłam w nim do miękkości. Do garnka wrzuciłam też oczyszczoną z pestek papryczkę chili.
Na tę samą patelnię, na której smażyłam wcześniej mięso wrzuciłam paprykę pokrojoną na spore kawałki. Ważne by papryka po takim smażeniu pozostała chrupka i nie straciła całego soku, dlatego nie może ono trwać zbyt długo. 
Gdy mięso jest już miękkie, a papryka czeka na patelni, do zupy dodać trzeba obrane i pokrojone w plasterki ziemniaki. Od tego momentu gotowanie zajmuje już zaledwie 20 minut. Zupę trzeba posolić, bo ziemniaki zmieniają jej smak. Na koniec dodajemy paprykę zaś zwolennicy warzyw mogą dodać też ugotowaną w bulionie włoszczyznę.
Tak przygotowana zupa powinna być już dość gęsta, jeśli jednak wolimy całkiem gęstą konsystencję możemy w bulionie zawiesić sporą łyżkę skrobi ziemniaczanej i za jej pomocą zagęścić zupę. Według mnie jednak nie jest to konieczne. Za to koniecznie trzeba wszystko posypać świeżą natką z pietruszki i podać z pszenną bułką, tak ja lubię najbardziej. 
Smacznego.


1 komentarz:

Dziękuję za wizytę na blogu i komentarze :)