środa, 25 czerwca 2014

Jagodzianki


W weekend jest pora wypoczynku. W weekend jest czas by jechać do lasu a w lesie można nazbierać jagód. Na straganach dopiero co się pojawiają, za to w lesie na nasłonecznionych stanowiskach jest ich już te całe mnóstwo.

Zbieraliśmy we dwójkę prawie godzinę. Na nogach zostały bąble od ugryzień komarów, ręce całe w jagodowych plamach i tylko małe pudełko ciemnych kuleczek. Kto nigdy nie był na jagodach ten nie wie ile pracy kosztuje taki zbiór. Liczy się też wyprawa do lasu, świeże powietrze i zieleń. Bo nie pojechaliśmy przecież wcale na jagody ale jakoś tak weselej ze świadomością co zrobię z miseczką pełną owoców.

Po powrocie do domu aż żal, bo pomysłów mnóstwo. Co najlepsze? Może ciasto, może crumble, może tak zjeść od razu z cukrem i ubrudzić nimi język? Każdy woli coś innego. W końcu zawarliśmy kompromis pod hasłem JAGODZIANKI! Bo uwielbiamy je oboje.
Muszą mieć w środku prawdziwe jagody a nie jagodowy kisiel z mrożonki. Ciasto ma być puszyste ale nie przesadnie lekkie. Bułeczka to bułeczka. Dla mnie najlepsze są jagodzianki z lukrem ale w drodze ustępstw robię z kruszonką. 

Wyszły pyszne, miękkie i niezbyt słodkie, spróbujcie sami!




Jagodzianki

600g mąki (plus 2 łyżki na zaczyn)
40g świeżych drożdży
2 całe jajka
2 żółtka
100ml ciepłego mleka
100g masła
100g cukru (plus łyżka na zaczyn)
łyżeczka ekstraktu waniliowego

nadzienie
około 1.5 szklanki jagód (po dużej łyżce na bułeczkę)
3 łyżki cukru
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej albo bułki tartej

kruszonka
30g masła
mąka i cukier 


Drożdże rozmieszać z łyżką cukru, 3 łyżkami mleka i  2 łyżkami mąki. Powstanie dość gęsty zaczyn, który należy odstawić do momentu aż przynajmniej podwoi swoją objętość. Na powierzchni pojawią się wtedy pęcherzyki, co oznacza że drożdże zaczęły pracować. 
Białka jajek odzielamy od żółtek i ubijamy na sztywną pianę, dodajemy do niej połowę cukru i ubijamy aż się rozpuści. Pianę łączymy z żółtkami, dosypujemy mąkę i dodajemy pracujący zaczyn. Drugą połowę cukru rozpuszczamy w ciepłym mleku i wlewamy do naczynia razem z ekstraktem waniliowym. Zaczynamy wyrabiać ciasto. Zawsze robię to ręcznie ale można użyć mocnego robota kuchennego, jeśli takim dysponujecie. Masło rozpuszczamy i jeszcze ciepłe stopniowo wlewamy w trakcie. Zwykle wyrabianie zajmuje około 15 minut. Czasem dosypuję odrobinę mąki aby ciasto nie kleiło się do rąk i do miski. Kiedy już łatwo odchodzi od ścianek naczynia a jego konsystencja jest jednolita można omączonymi dłońmi zrobić z niego kulę i odstawić do wyrośnięcia na minimum godzinę. Jeśli ciasto przed wyrastaniem jest miękkie nie należy się tym przejmować, w czasie wyrastania jego struktura się zmieni. Pozostanie miękkie ale sprężyste i łatwe do formowania. W międzyczasie należy przygotować kruszonkę. W małym naczynku rozpuścić masło i powoli dosypywać do niego na zmianę po łyżce mąki i łyżce cukru do momentu aż utworzy okruchy (u mnie było to po dodaniu 4 łyżek mąki i 4 łyżek cukru). 
Po upływie godziny ciasto na bułeczki powinno podwoić swoją objętość. Należy je wtedy jeszcze raz krótko zagnieść i podzielić na 12 równych części. U mnie każda ważyła po mniej więcej 100g. Z kawałków ciasta trzeba formować placuszki, na środek każdego położyć łyżkę jagód z cukrem (ewentualnie wymieszanych z mąką ziemniaczaną lub bułką tartą, która wchłonie nadmiar soku) i dokładnie zakleić, formując rodzaj wrzecionka. Sklejoną część do dołu ułożyć na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia a następnie ponownie odstawić na 30 minut do wyrośnięcia. 
Wyrośnięte bułeczki smarować żółtkiem rozmieszanym z łyżką mleka i posypywać kruszonką. Piec 20 minut w temperaturze 180 stopni albo po prostu do zrumienienia. 
Studzić na kratce i podawać najlepiej tego samego dnia, choć bułeczki zachowują świeżość także dnia następnego. 
Smacznego

11 komentarzy:

Dziękuję za wizytę na blogu i komentarze :)