Wiosna w górach przychodzi trochę później niż na nizinach. W ostatnich dniach maja na szlakach było zadziwiająco pusto. Mało wytrwałych odstraszyła pogoda. Spadł jednak tylko lekki deszcz, dzięki któremu w lesie pachniało mokrą ziemią i czosnkiem niedźwiedzim. W wilgotnym powietrzu zapach unosił się dalej niż zwykle. Jagodowe krzaczki obsypały się różowym kwieciem. W nieśmiałych promieniach słońca świat wygląda jednak zupełnie inaczej.
Na szczycie Babiej Góry kwitły sasanki, cała masa. Hulał silny wiatr. Białe kwiatki ledwo wytrzymywały mocne podmuchy. Piechurzy posuwali się powoli, pokonując z trudem niewielkie odcinki, wszyscy w kapturach i czapkach albo nawet rękawiczkach. Niektórzy przycupnięci gdzieś w zaciszu łapali promyki słońca w przerwie na odpoczynek. Gdzieniegdzie leżał jeszcze śnieg.
Podczas marszu udało nam się dwukrotnie spotkać salamandrę plamistą. W rozpadlinach skalnych kryły się biedronki, wystarczyło tylko dobrze się rozglądać. Pomyśleć tylko, że mało brakowało a zostalibyśmy na ten weekend w domu!
Melduję, że sernik w schronisku smakował jak zawsze świetnie, tak samo jak pszenne bułki i kabanosy popijane herbatą z termosu. Warto było ruszyć się z domu! Do tego wniosku dochodzę zawsze po powrocie!
Piekne sasanki ;)
OdpowiedzUsuńNiezwykle przyjemnie jest "wędrować" razem z Tobą ...
OdpowiedzUsuńwczytuję się z wielką ciekawością w Twoje "kartki z podróży" i poznaje Twoje ulubione smaki...
Robisz piękne zdjęcia :)
Pozdrawiam i zagłębiam się w dalszej lekturze :)
Zazdroszczę widoków! Kocham góry:)
OdpowiedzUsuńCudowne widoki :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe komentarze i pozdrawiam Was ciepło.
OdpowiedzUsuń@ ankawell zapraszam zatem na wędrówki :)
@ Aga to co następnym razem jedziesz ze mną?