Warszawska noc muzeów to jest świetna akcja. Bo niektóre nudnawe przybytki, których nigdy nie odwiedziłabym z pierwszego wyboru otwierają swoje drzwi dla ignorantów takich jak ja. Jest okazja zrobić coś, czego normalnie nie robimy. Ten jeden raz w roku wystawiane są "na ogląd" całkiem ciekawe eksponaty, na dodatek ujęte w tajemniczej oprawie. Wszystko to sprawia, że atmosfera tej nocy jest gorąca.
Wybrałam się i ja na nocne zwiedzanie miasta. Dawno temu podczas podobnej imprezy udało mi się wygrać na loterii pewien funkcjonalny taboret, którego nigdy nie kupiłabym z własnej woli (głownie z uwagi na cenę!). Moi bliscy żartują, że mam jeszcze nadzieję powtórzyć ten łut szczęścia i dlatego nie przepuszczę żadnej okazji. W tym roku niestety nic nie wygrałam.
Swoją noc muzeów zaczęliśmy od najlepszych frytek w stolicy. Chociaż nie przepadam za frytkami i nie jadam ich często to dla tych z Okienka robię dyspensę od diet. Bo w Okienku frytki są z prawdziwych ziemniaków a nie z mąki ziemniaczanej i opieka się je podwójnie. Zawsze mają chrupiącą skórkę i wyśmienite sosy na dokładkę. Palce lizać. Kiedy w Warszawie odwiedza mnie moja Siostra, wizyta w Okienku staje się obowiązkowym punktem programu. Poszliśmy i tym razem na duże frytki z sosem serowo-kaparowym. Przycupnęliśmy na skrzynce i było pysznie jak zwykle!
Z Polnej udaliśmy się na Plac Defilad, odbyć przejażdżkę zabytkowym Ikarusem albo Jelczem. Tylko w Noc Muzeów po ulicach Warszawy kursują tak zwane ogórki. Ogórki w ekskluzywnej wersji kabrio albo wojskowej, błyszczące, czerwone i takie z przeszklonym sufitem. Przetrwały próbę czasu i wyróżniały się na tle współczesnego krajobrazu. Jak przez mgłę pamiętam jeszcze autobusy z wyspą, na której leżały bloczki z biletami a kierowca robił w nich dziurki, żeby skasować. Tym razem dostaliśmy tylko pamiątkowe bilety niewymagające kasowania.
Po niezapomnianej przejażdżce postanowiliśmy wybrać się do warszawskich filtrów, dostępnych tylko w tę wyjątkową noc ale dłuuuuga kolejka skutecznie nas zniechęciła. Odwiedziliśmy zatem Muzeum Ziemi PAN aby obejrzeć wielki 9-cio kilogramowy bursztyn z Borneo. W międzyczasie na zewnątrz zaczęło się ściemniać. Muzeum, które mieści się w pięknie położonym pałacyku przy Alei Na Skarpie przywitało nas szpalerem pochodni. Najbardziej interesująca była wystawa bursztynu, osobliwe inkluzje i imponująca biżuteria.
Z parku przy Alei blisko już na Wiejską. Nie mogliśmy darować sobie odwiedzin w Sejmie RP. Wprawdzie kolejka była prawie tak długa jak przy Filtrach ale posuwała się wyjątkowo szybko. Widzieliśmy budynki Sejmu i Senatu, włączając kuluary sejmowe i gabinet Marszałka.
Na koniec został nam Stadion Narodowy, tej nocy otwarty dla wszystkich zwiedzających. Na Stadionie gromadziły się tłumy. Wiele osób stało w kolejce aby zobaczyć szatnie i wystawy. My odpoczęliśmy tylko w wygodnych krzesełkach, w loży honorowej. Pewnie więcej taka gratka się nie trafi.
Niebo nad Warszawą przybrało już wtedy ciemnogranatowy kolor ale noc była jeszcze całkiem ciepła, jak to w maju. Grupy ludzi przechadzały się po Moście Poniatowskiego. Przed nami śmigali rowerzyści. Nad Wisłą paliły się ogniska, migotały lampiony, miasto tętniło życiem. Następnym razem będzie tak dopiero za rok.
Te frytki ... OMG! Są fantastyczne! Znaczy na takie wyglądają bo nigdy takich nie jadłam. Teraz już wiem że nadchodzi ochota na frytki ... O losie :D Muszę się tam wybrać! Byłaś widze w moich rejonach :) A odwiedziłaś Wedla? Wiem głupie pytanie bo nic nie napisałaś o tym ale może nie wspomniałaś :P Ja mieszkam obok niego i jak zobaczyłam kolejkę to zrezygnowałam (BYŁA MEGA ZNIECHĘCAJĄCA) Sięgała ronda waszyngtona :x
OdpowiedzUsuńWedel był wśród miejsc, które typowałam ale echo tej kolejki poniosło na tyle daleko, że zrezygnowałam...nie można być wszędzie. Może w przyszłym roku ustawię się odpowiednio wcześnie :P Na frytki wybierz się koniecznie bo warto! Daj znać czy smakowały :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia :)