Aż dotąd nie byłam w Lublinie a podobno jest to największe miasto po prawej stronie Wisły. Przed wielu laty było znane dzięki Unii Lubelskiej. Swoją świetność Lublin przechodził za czasów Jagiellonów. To za panowania tej dynastii podpisano unię polsko-litewską w 1569 roku. Lublin znalazł się wtedy na drodze pomiędzy Krakowem i Wilnem. Stał się ośrodkiem handlu i miastem ważnym politycznie. Z tego okresu pochodzi najpiękniejszy moim zdaniem zabytek Lublina czyli Kaplica Świętej Trójcy na Wzgórzu Zamkowym. W trzynastowiecznej, późnoromańskiej baszcie zachowały się unikatowe freski namalowane w stylu bizantyjsko-ruskim na polecenie Władysława Jagiełły.
Aby dostać się do serca miasta trzeba przejść przez jedną z bram wjazdowych. Funkcje reprezentacyjne i obronne pełniła przed laty Brama Krakowska. Dzisiaj mieści się tam muzeum historii miasta. Z drugiej strony przez Bramę Grodzką dostać się można na Wzgórze Zamkowe. Na jego szczycie widnieje koziołek z winoroślą-herb Lublina. Stare miasto jest zbiorowiskiem pięknych kamienic: Konopniców, Cukierników, Klonowica czy Lubomelskich. Nazwy ulic przypominają co działo się na nich w dawnych latach. Na ulicy Rybnej handlowano rybami, na Szewskiej naprawiano buty, jest jeszcze Wodopojna, Solna, Farbiarska i Furmańska. Trzeba zobaczyć miejsce dawnych lubelskich sądów: Trybunał Koronny, z którym wiąże się najsłynniejsza miejska legenda. Podanie głosi, że w Lublinie odbył się kiedyś czarci sąd a na pamiątkę tego wydarzenia diabeł odcisnął swoją dłoń w drewnianym stole. Mebel z wypaloną czarcią łapą można oczywiście oglądać w lubelskim muzeum. Lublin jednak od zawsze związany był z klerem. Pejzaż miasta już z daleka wyznaczają wieże kościołów i klasztorów: Jezuitów, Karmelitów i Kapucynów. Nie da się w Lublinie zobaczyć wszystkiego na raz. Ratusz, rynek, Wzgórze Zamkowe, parki, skwery i place można objechać w jeden dzień rowerem. W przeciwnym razie trzeba tam pojechać na dłużej.
Wybraliśmy się więc na wycieczkę do Lublina. Miasto jest właściwie nieduże, latem brakuje w nim studentów słynnego KUL-u, którzy z pewnością zasilają grono bywalców kawiarni i knajpek. Atmosfera miasta jest jednak niezwykła. Starówka Lublina nie jest zatłoczona tak jak Gdańsk, Kraków albo co gorsza Warszawa. Lublinowi służy to, że jest jakby na uboczu, ciągle jeszcze odrobinę zapomniany, dopiero przypomina o swoim istnieniu. Stare kamienice popadły w ruinę, nawet przy głównych ulicach częstokroć wymagają remontów. Jest w tym obrazku coś magicznego, wystarczy wejść w wąską uliczkę, przejść przez bramę Rybną albo Grodzką, usiąść na progu, poobserwować tęczę w kropelkach wody z fontanny na skwerku, pogapić się na pana który karmi gołębie albo na ulicznych szachistów. Czas popłynie jakby wolniej, jakby inaczej niż w Warszawie, rozciągnie się jak guma do żucia. Obiecuję! Potem trzeba koniecznie wstąpić na kawę z szarlotką w którejś z kawiarni przy starym rynku, posłuchać przy tym ulicznej skrzypaczki i polubić Lublin, po prostu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wizytę na blogu i komentarze :)